Jeśli w przyszłości będę wracać do czasów młodości, to zdecydowanie ten okres będzie jednym z najmilej wspominanych.
koniec drugiego semestru studiów i błądzenie po Gdyni, aż do momentu, gdy człowiek przypadkiem natrafia na znajomka :)
pobudka: godzina 6, aby zacząć szaloną podróż na Jamną
dużo mitów obaliliśmy jednego dnia!
-> tak, da się stać więcej niż 3 godziny w 3 osoby
-> tak, punciakiem rajdowcem można przejechać w 3 godziny dystans 450km
-> tak, o 21:47 ludzie już nie lubią autostopowiczów :(
Rekolekcje na Jamnej przyniosły nie tylko odpowiedzi na wiele pytań, ale także takie piękne znajomości! Minęły 3 miesiące, a ja tak tęsknię za tymi wędrówkami po lesie o północy i szukaniu gwiazd na niebie, za rozmowami w otoczeniu podejrzanych aniołów, za Murzynem i Białym Murzynem, za tą niesamowitą atmosferą podczas śpiewania Pieśni Maryi, za ludźmi, którzy są Bożymi artystami.
Siostra Naranja w Zakonie Pantonów (z bratem Amarillo?) :)
dziękuję Patrycjo za jedną z najlepszych rozmów, jakie przeprowadziłam kiedykolwiek!
teraz nie mogę się zdecydować czy wolę zachody słońca w górach czy nad morzem!
te zdjęcie wita mnie za każdym razem gdy otworzę monitor laptopa :)
oczywiście powroty zawsze w rytmach disco polo XD
Powroty wcale nie muszą być mniej ciekawsze niż wyjazdy! O tym jak samochód może zepsuć się na autostradzie, a człowiek z wielkim bagażem na plecach idzie po tej drodze naprawdę szybkiego ruchu doświadczyłyśmy zupełnie przypadkiem, gdy niczego się nie spodziewające musiałyśmy wysiąść z auta i razem z Martą (?) szukać alternatywnych sposobów dostania się do domu.
***
Niedziela, wczesne rano - Gosia brutalnie mnie budzi, bo idziemy do Sianowa. No dobra. Doszłam tam - 12km, przecież to spacer. Z powrotem było ciężej. Zdążyć na pociąg do Gdyni, bo później będzie na styk. Nie mogę się przecież spóźnić na MARSa do Krakowa. Nerwy słabo trzymane na uwięzi, bo "zastępcza komunikacja autobusowa". Dotarłam 3 godziny przed czasem - wolę poczekać niż biec z 30kg ciężarem na plecach. Gdy po 23 pociąg wjechał na peron rozpoczęła się praktycznie najdłuższa podróż - minimum snu, maksimum rozwagi. Dziwni ludzie w tym przedziale.
W pierwszym tygodniu byłam bardziej turystką niż wolontariuszką. Wędrówki po Krakowie częściej spowodowane były tym, że tramwaj jechał nie w tę stronę, w którą chciała. A że dostrzegłam to po 10 przystankach, to już inna historia. ;)
Gdy pierwszego dnia trafiłam na Halę Wisły, byłam przerażona. Nie spodziewałam się, że tylu obcokrajowców będzie chciało przyjechać tutaj, aby służyć innym! W dodatku będąc w sekcji komunikacji moje miejsce noclegowe znajdowało się tam, gdzie wszystkich anglojęzycznych wolontariuszy. I tylko za sprawą Ducha Świętego po 3 dniach prowadziłam już normalne rozmowy z praktycznie każdym napotkanym człowiekiem (oczywiście po angielsku), chociaż broniłam się rękami i nogami. To On sprawił też, że każde szkolenie (te antyterrorystyczne było zdecydowanie najlepsze) było prowadzone w języku angielskim i które na szczęście rozumiałam. :D
Trochę bardziej niesamowite było to, że siostrę Jolantę spotykałam praktycznie kilka razy dziennie. Przypadkiem!
Christabel, ja, Noemi
A niech to! Tak niesamowicie tęsknię za Wami. Za tymi wszystkimi rozmowami - szczególnie wtedy, gdy wracałyśmy z Fabryki Schindlera. Za koczowaniem przed Bordo, bo mieli otworzyć za pół godziny. Za listą kandydatów na narzeczonych (Włosi zdecydowanie najlepsi!). Za tym, że ktoś budził mnie codziennie o 5 rano - i nie była to babcia z dołu. Za planowaniem kolejnego dnia, który i tak okazał się być niespodzianką. I za obecność, wsparcie, pomoc. Dziękuję ♥ Thank you for your testimonies!
Zdecydowanie ciężko jest rozmawiać z ludźmi, którzy z angielskim są mało związani. I z tego miejsca pozdrawiam pana, który nakrzyczał na nich po polsku. Aż smutno się robi, gdy w ludziach jest tak mało radości. :(
Nie lubię odwiedzać miejsc związanych z wojną. Nie lubię. Ot tak po prostu - człowiek boi się cierpienia. Zwłaszcza, gdy to działo się naprawdę. Fabryka Schindlera
Tam działy się tak niesamowite rzeczy, że człowiek przestawał wierzyć, bo wiedział kto jest ich Sprawcą. Spotkałyśmy się chyba w tramwaju do Łagiewnik, nie? Wtedy z tamtym Hiszpanem, który zapraszał mnie później na kawę. Gdyby nie Ty, to byłabym zdecydowanie z dużym problemem na barkach. :)
PS. Justyna, muszę Ci coś jeszcze oddać, kiedy się widzimy?
Uwielbiałam wszystkich, którzy stali w punktach informacyjnych. Można było podejść i przybić "piątkę". Życzyć dobrego dnia i odejść. I wszędzie można było zobaczyć tyle radości!
Jedna z nielicznych perspektyw, które mogli ująć tylko nieliczni, czyli...
jak uciekać przed tłumem wychodzącym z Błoni i natknąć się na biskupów! :)
"bo sprzęt tutaj się nie liczy!" :)
Oto człowiek, który będą Francuzem posiada piękny polski akcent! Niejednego człowieka nabrał na to, że "ja nie jestem Polakiem", powiedzianym oczywiście po polsku. :) Dużo dużo miłych wspomnień, rozmów w moim ojczystym języku i tłumaczeń czym się różni "dużo" od "duży".
Viva Mexico!
Czasem praca wymagała wyjścia w teren. Dziękuję naprawdę wszystkim, którzy wpuszczali mnie bez dodatkowych przepustek. To było naprawdę... ciekawe.
Mój plan na najbliższy rok: nauka hiszpańskiego! A zaczęłam już od kilku zdań: Como estas mi amiga?; Encantada de conocerte; Hasta luego; Me jamo Paulina; etc. Dziękuję moim amigas z Peru, które wytrwale wpajały we mnie te kilka zdań. Jesteście niesamowite Chelita, Pamela i Maria! :)
Nigdzie nie słuchałam tak długo i tak często hymnu ŚDM, jak w biurze - za sprawą Alexa. :) Dodatkowo pewnego dnia zespół UNI"T zrobił nam taką wielką niespodziankę i wstąpił w progi social media. Nie na marne poszły więc wcześniejsze nauki kroków. A jeśli chodzi o moje zadanie - zdecydowanie chyba najbardziej męczące psychicznie spośród wszystkich innych. Ale poradziliśmy sobie m.in. z panem chcącym przewieźć butlę gazową przez centrum Krakowa, Aliną-artystką, która wysłała nam piękny wiersz (a jakże na taką wiadomość nie odpowiedzieć również wierszem!) i pani z fioletowym tłem, która niesłychanie dała nam się w kość.
To jest piękne, kiedy człowiek przyjeżdża sam, trafia w grupę osób, które tak jak ja, nie znają siebie nawzajem. Ale i tak w najmniej oczekiwanych sytuacjach znajduje się znajomych. ;)
Dzięki temu człowiekowi brak słuchawek nie ograniczył nas w słuchaniu konferencji Papieża.
Nadal nie wierzę w to, że stałyśmy na tych krzesłach pośrodku tłumu. Musiałyśmy niestety zejść. Ale tylko po to, aby za moment znaleźć się prawie pod sceną! Wieczór Chwały z najpiękniejszą muzyką, akcja "latające krzesełka" i ta Boża osóbka sprawiły, że uśmiech nie schodził mi aż do momentu, gdy dotarłam na Halę Wisły i musiałam w ciemnościach szukać ubrań na przebranie.
Konferencje, kontrole BORu, koronki o 15 - to zjednoczyło bardzo ludzi w polskim teamie. W końcu modlitwa zbliża najbardziej! A jeśli chodzi o telewizor, przeznaczony tylko dla gwiazd - Asia, najbardziej rozpoznawalna osoba na snapchacie - taka bardzo dobra duszyczka. :)
Chyba tuż przed chwilą, gdy brutalnie wpakowano mnie do karetki na półtorej godziny. A miałam działać logistycznie. Powinnam podziekować Basieńce za troskę i pomoc w doczłapaniu się tam. I za rozmowy i za to spotkanie w Częstochowie i do zobaczenia w Warszawie niedługo! :)
Panamana ♥
Jeden z piękniejszych momentów w moim życiu. Chociaż nie rozumiałam za grosz tego, co Papież wypowiedział, to czułam tego pięknego Ducha. I nie opuszcza mnie do dzisiaj!
PRAWDZIWI KIBICE!
Największe załamanie. Najbardziej niedoceniony czas. Siedząc na krawężniku z kartką z napisem "Bydgoszcz" modlisz się, aby dojechać chociaż do bardziej cywilizowanego miejsca.
a o północy zobaczyłam osobę, którą wtedy najbardziej potrzebowałam!
***
Wyruszyłam na trasę pełna energii, optymizmu, nadziei. Że teraz dojdę do końca bez bólu. Udało się tylko jedno z tych dwóch. Przez 4 lata piegrzymowania nigdy nie czułam się tak "bezboleśnie" robiąc kolejny krok! Od 5 dnia było mi tak źle, że wszyscy dookoła cierpią, a ja biegam jak szalona z aparatem po poboczu, nie raz stawiając źle stopę. Ale żeby nie było tak pięknie musiałam złapać gorączkę, a w gratisie obniżony poziom radości. Wygrałam z triduum, ale to pogoda wygrała ze mną.
W końcu nie wyglądamy jak robaki w jabłku, ani jak ziemnioki! :)
Z Martą jest tyle wspomnień, że tylko uśmiech mi się pojawia na wspomnienie noclegu w Szelejewie-Żninie czy wycieczce do Lichenia! Tak, wspaniała gospodyni zabrała nas na podróż po Koninie, zahaczając o Licheń, stawy rybne i kominy w kształcie Titanica.
Kiedy ktoś przystaje na moje szalone rzeczy, chyba nie wie, że one będą miały miejsce w możliwie jak najbliższej przyszłości..., czyli jak udało mi sie złapać miejscówkę do spania na trampolinie! :)
pierwszy raz nie spóźniłam się na Msze w Orchowie! :)
standardowe wejście do Konina - młodzi do Krzyża!
jestę fotografę, czyli jak zmienić profesje z portretówek na reportaże :)
z moją najpiękniejszą córką :)
bo z drugiej strony była duża kolejka :(
Biskup się jednak uśmiecha! :D
pierwszy raz widziałam Was z góry i zdecydowanie Pelplińska robi wrażenie!
Warto było zostać i czekać na Kalisz! Ziomalki i ziomale też dotarły na Jasną. :)
"A pani w kasie mówiła, że nie ma dla nas miejsc w tym pociągu. Co za złośnica!"
***
Rekolekcje Caritas pięknie dopełniły ten czas dwumiesięcznej wędrówki po Polsce. Poszłam na ryby, zgodnie z hasłem rekolekcji i udało mi się złowić jedną małą płotkę! Nadal wspominam wszystkie wydarzenia, które powodowały uśmiech na mojej twarzy: liczenie guzików u sutanny, rozmowy z Adasiem o podwózce do namiotu, nakłonienie Oliwki do tego, aby ubrała tę bluzkę, a nie tamtą, hamburgery Piotra ze wszystkim co znalazło się na stole i przede wszystkim każda rozmowa, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że znajduję się we właściwym miejscu i w odpowiednim czasie.
-Ale za godzinę mamy obiad, nie opłaca się brać kajaków na godzinę.
-Bez szefa nie zaczną jeść!
Zatęskniłam trochę za tymi nocnymi rozmowami z Paulinką, w otoczeniu wody, łódek, gwiazd na niebie i ciszy. Charzykowy mają swoją własną osobowość, do której często będę wracać! :)
***
niedziela, 4:30
wstajesz, bo po 5 masz pociąg
Malwina ułożyła plan co do minuty
i tak się spóźniliśmy!
ale Miechucino chyba nas polubiło :)
wszyscy jakoś tak wydorośleli! gimnazjalne spotkanie po latach: dożynki, wspomnienia i kierowca po 18nastej :D
Wrzesień rozpoczęłam bardzo leniwie, aby w 3 weekend dojechać do Warszawy - do ludzi, z którymi będę widziała się co miesiąc. I już nie mogę się doczekać październikowego spotkania! :)
Krzywo. Małe literki. Pewnie słabo widoczne dla kierowcy jadącego 150km/h. Ale dojechałam z Warszawy do Krakowa w 5 godzin! W dodatku jadąc chyba najmniej szczęśliwą drogą.
Trzeci raz w ciagu jednych wakacji pojawiłam się w Krakowie. I chyba to była jedna z najspokojniejszych wycieczek. Wiem teraz gdzie są najlepsze zapiekanki w mieście, że Galeria Krakowska wcale nie jest największą galerią w mieście i to, że uwielbiam to miasto za ten cudowny klimat. :)
PS. Renia, teraz Ty musisz przyjechać do Gdańska po bluzę Nowodworku!
Miejsce w którym dzieją się niesamowite rzeczy!
Z Krakowa Wiatr przywiózł mnie do Mroczy - do moich najwspanialszych gospodarzy pielgrzymkowych. Fajna sprawa rozmawiać z nimi, gdy nie bolą aż tak nogi, a i człowiek też nie wygląda jak spalony ziemniak. :) I do zobaczenia, jeśli nie za rok, to za 2 lata na bank!
To są właśnie te niesamowite momenty, które zapoczątkowały się w Łagiewnikach!
***
Za moment rozpocznie się październik. Czas, w którym człowiek stanie się trochę introwertykiem, trochę szalonym naukowcem i po części wyczynowcem.
Czyli powoli trzeba rozpoczynać drugi rok.